wywiad w FULLMOONZINE!

TUTAJ PRZEKŁAD NA POLSKI:-)

Martin Dohnal: Większość czytelników prawdopodobnie nigdy nie słyszała o mieście Pieńsk, skąd pochodzisz. Co to za miejsce i jaka jest tam scena muzyczna?

Byłbym bardzo zaskoczony gdyby słyszała:-) Pieńsk to bardzo małe, niespełna sześciotysięczne miasteczko na trójstyku granic Polski, Niemiec i Czech. Oddalone od Liberca o godzinę drogi. Przed wojną, jak i po niej znane z produkcji szkła, licznych hut i zakładadów przemysłowych. Obecnie, cóż kapitalizm, korporacje, ale też brak perspektyw zmieniły charakter miasteczka. Wiele osób pracuje w Niemczech, a także w usługach i handlu w pobliskim Zgorzelcu. W samym miasteczku funkcjonuje jedna huta szkła bądąca żywym muzeum tej pięknej sztuki. Jest kilka sklepow, barów, jest w końcu nasze alternatywne centrum kultury klub Qlturkombinat, w którym robimy koncerty. Pieńsk to małe, ale jednak urokliwe miasteczko borykające się jak większość takim miejsc z większymi i mniejszymi problemami. Co do samej sceny, to dawniej bywało lepiej. Teraz gramy my, zespół Ęzibaba [etno], w którym gra też nasz gitarzysta Michał oraz Rysek – jednosobowy zespół grający zimną, nową falę. Z Pieńska pochodzi również Blizna Terror Sound [reggae sound system]. Dawniej były jeszcze inne kapele, ale to juz historia.

Mówisz, że grasz jazz-core, ktoś nazywa to technicznym hardcorem, ale jakie są główne źródła twojej muzycznej inspiracji?

Nie tak dawno pewien znajomy powiedział, że nie było czegoś takiego jak jazz-core:-) No cóż. W latach 90-tych, a pewnie nawet i wcześniej pojawiła się na scenie niezależnej technicznie i kompozycyjnie skomplikowana, pełna różnych aranżacji, połamanych rytmów, niesamowitych zwrotów akcji muzyka wybijająca się ponad przeciętność muzyki punk, czy też hardcore. Być może ten jazz, jest tu pewnym słowem zbyt wyolbrzymionym i odnosi sie do samej formy improwizacji i wynikającej z niej właśnie pokręconej i zwariowanej muzyki. Techniczny hardcore może brzmiałoby lepiej, jednak zbyt twardo, jazz pozwala na szersze obraz tworzenia. Chyba nawet na plakacie naszego koncertu w Belfaście określeno naszą muzykę jako techniczny posthardcore. Inspiracje to bardzo różne zespoły i bardzo różna muzyka, ale zawężając je do samego pojęcia jazzcore to poza Nomeansno, Victims Family, Rhytm Pigs, Assasing of Gods i wiele wiele innych. Poza tym dużo noise, jazzu, postrocka, bluesa, rock, punk, hardcore. Chyba duzo wszystkiego poza muzyka metalową, chociaż...:-)

Czy zespół przeszedł jakiś rozwój stylistyczny od lat 90.?

Oj tak, to na pewno. Pierwszy album "Obrazy..[1998] to na pewno hardcore punk, ale też już zupełnie inny i nie taki oczywisty. Kolejna płyta "Upadek" to już zupełne wariacje najbardziej zbliżone do jazzcore właśnie. Potem juz szliśmy w strone bardziej rockowego grania, bardziej noise, post rock.Ostatnie piosenki to kontynuacja takiej drogi, aczkolwiek trudno mi zdefinować 4 tak różne piosenki na jednym albumie:-) No i trzeba zaznaczyć, że mieliśmy mniejsze i większe przerwy w graniu w ogóle. Poza tym dojrzewamy, nabieramy kształtów, starzejemy się i słuchamy dużo różnej muzyki.

Czy pamiętasz jeszcze okoliczności swojego pierwszego koncertu w 1995 roku?

Tak, tak... Chociaż nie wiem dokładnie czy to już był dr fleischman czy jeszcze jakieś wcześniejsze nazwy. Koncert odbył się w Miejskim Domu Kultury w Pieńsku, grały dwa lokalne zespoły, a publiczność to członkowie kapel i znajomi. Stare kolumny i wzmacniacze, pożyczone instrumenty, niekompletna perkusja, straszne nagłośnienie... same plusy:-)

Jak powstała nazwa zespołu? Kim jest dr Fleischman?

Burza mózgów i fascynacja serialem "Przystanek Alaska"[Northern Exposure]. Serial powstał w latach 90-tych, czli znowu nawiązanie dla najlepszych wg mnie czasów dla muzyki alternatywnej:-) Dr Fleischman to główny bohater serialu. Lekarz, Żyd z Nowego Jorku, który zostaje wysłany na Alaskę, do małej kilkuset osobowej społeczności miasteczka Cicely – być może kolejne nieświadome nawiązanie do Pieńska. Złożoność charakteru mieszkańców, ich wielokulturowość, różnice, wielowątkowość, postrzeganie rzeczywistości i magia są niesamowite i tak nieprzywidywalne jak chyba wspomniany wcześniej jazzcore:-)

Nomeansno jest często wspominane w związku z brzmieniem twojego zespołu. Jak wspominasz wspólny koncert z nimi?

Ojej!! To była magia i spełnienie największego marzenia. Wiesz, masz kilkanaście lat, w twoje ręce trafia kaseta NMN i zakochujesz się. Ta muzyka wciąga, inspiruje, niesamowicie nakręca. Chcesz więcej, chcesz grać jak oni, co staje się rzeczą raczej trudną do zrobienia. Jeździsz na ich koncerty [m.in. w praskiej Lucernie], kupujesz kolejne płyty i koszulki. Marzysz o wspólnym koncercie. On zdarza się i marzenie zostaje zrealizowane podwójnie, bo grasz przed nimi i sam jesteś organizatorem tego koncertu. Sam koncert i oczekiwanie na niego to mega adrenalina i magia. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko, zdecydowanie za szybko:-)

Wasza najnowsza płyta studyjna, EP Rotten Desire, zawiera nowe wersje starszych piosenek. Co sprawiło, że do nich wróciłeś?

Mieliśmy około sześcioletnią przerwę w graniu. Po reaktywacji chcieliśmy od razu coś wydać, aby pokazać, że oto jesteśmy:-) Dlatego wzięliśmy po dwie piosenki z poprzednich singli, nagraliśmy je u naszego przyjaciela z Liberca – Miry właściciela i realizatora Kamarad Studio i wydaliśmy jak zawsze pod szyldem naszej małej manufaktury Caribu Records.

Czy planujesz obecnie kolejne nagranie?

Tak, planujemy już od bardzo dawna. Mamy kilka nowych utworów, które gramy na koncertach i które ukazały się na naszym ostatnim albumie koncertowym. To właśnie te numery jak i powstające teraz nowe piosenki będą na kolejnym naszym wydawnictwie. Ale kiedy się ono ukaże, kiedy pojedziemy do studio i w jakiej formie to wydamy, tego jeszcze nie wiemy.

Potykanie się furgonetką setki kilometrów, granie tam dla kilku osób, a potem spanie na kanapie przez prawie trzydzieści lat wymaga motywacji. Co sprawia, że ​​idziesz dalej i czy kiedykolwiek chciałeś rzucić palenie?

Wiesz nie do końca tak jest jak piszesz. Różnie bywa i zdarzają się wyjątki:-) Ostatnie koncerty to totalnie inna bajka, granie dla kilkudziesięciu osób, noclegi w hotelach, spa, sauna, jadanie w restauracjach. Nasz przyjaciel Radek wozi nas busem i nie musimy jeździć jak kiedyś Skodą 125 z przyczepką, czy starym Oplem Kombi. A zdarzały się i koncerty, na które jeździliśmy Fiatem 126p czy Syreną 105, ale to prehistoria:-) Czasem nawet nie dopłacamy do koncertów:-) Prawdę mówiąc jednak granie w kapeli, podróże, spanie w różnych miejscach, zwiedzanie miast i miasteczek, poznawanie nowych ludzi i miejsc czy spotykanie starych znajomych to rzeczy najważniejsze. Wszyscy mamy rodziny, dzieci, stałą pracę i jakiś tam dochód. Potrzebujemy resetu, odreagowania, potrzebujemy czasu dla siebie i naszej pasji. Nadal też jesteśmy małymi chłopcami, którzy mają swoje zabawki, kupują kolejne i cieszą się jak dzieci, gdy uda im się zagrać dobry koncert i miło spędzić razem czas. To swego rodzaju długoletnia sceniczna przyjaźń. To także forma ekscytacji i medytacji podczas samego koncertu, taki haj.

Oczywiście czasem, szczególnie gdy nie gramy koncertów energia w nas wygasa i nie ma motywacji do dalszego tworzenia. Wiemy jednak o tym i staramy się grać 1, 2 koncerty w miesiącu. Dobry koncert w fajnym klubie, rozmowy, spotkania i to cudowne zmęczenie dają nam ogromną radość. Nie graliśmy te kilka lat i okazało się, że bardzo nam tego brakowało do szczęścia.

Jakie są twoje codzienne prace?

Zawodowo: ja już przez ponad 20 lat uczę w szkole. Michał jest inżynierem budonictwa, pracuje w zawodzie, a Jacek jest mistrzem robót wykończeniowych i zrobi prawie wszystko w domu. Oświata i budownictwo. Poza tym Michał zajmuje się produkcją muzyki do filmów dla naszego lokalnego reżysera. Jacek jest również lokalną gwiazdą – aktorem, zajmuje się również fotografią. Ja mieszkam od kilku lat na wsi, zajmuję się ogrodem i walką ze ślimakami:-)


Ojej! Zapytałeś o wiele ciekawych i ważnych dla nas spraw. To był może 5 wywiad z nami:-) Funkcjonujemy na poboczu sceny, ale nam tu dobrze, gramy w małych klubach, dla ludzi, którzy chcą nas posłuchać. Dziękujemy serdecznie za wywiad i zaproszenie nas do Kina Kavalirka. Szkoda, że nie możemy zobaczyć kilku filmów Jarmuscha, które prezentujecie. Poza tym kochamy Czechy i mamy tu wielu wspaniałych przyjaciół.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz